Wywiad z Piotrem Młodożeńcem

wpis w: Grafika, Malarstwo, Wywiad | 0

wywiad z Piotrem Młodożeńcem

Piotr Młodożeniec

Urodził się 17 lipca 1956 r. w Warszawie. Pochodzi z artystycznej rodziny. Jest grafikiem, malarzem, rysownikiem, projektantem, autorem filmów animowanych, ilustracji książkowych i prasowych, a także świetlnych kompozycji neonowych. Mieszka i pracuje w Warszawie. Studiował w latach 1976-81 na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Najpierw malarstwo w pracowni prof. Teresy Pągowskiej, następnie jako specjalność zawodową zdecydował się na sztukę książki w pracowni prof. Janusza Stannego oraz pracownię plakatu, którą w 1981 r. zakończył dyplomem u prof. Henryka Tomaszewskiego.  W1991 r. założył razem ze swoim kolegą, Markiem Sobczykiem spółkę artystyczną o nazwie „Zafryki” – firmę projektującą plakaty, ilustracje i grafikę użytkową. Był również współzałożycielem Szkoły Sztuki (w 1991 r.) mieszczącej się przez kilka lat na poddaszu kamienicy przy ul. Nowy Świat w Warszawie. Młodożeniec był związany z podziemną Solidarnością, wspierając swoimi pracami graficznymi działalność ruchu podziemnego. Brał udział w wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych, zarówno w kraju, jak i za granicą (m. in. w Toronto, Berlinie i Nowym Jorku). Organizowane były również „rodzinne” wystawy – z jego ojcem Janem i bratem Stanisławem, a także pod szyldem „Zafryki”.

Agata Rochecka: Ukończył Pan malarstwo w pracowni prof. Teresy Pągowskiej? Jak wspomina Pan Panią profesor?

Piotr Młodożeniec: Kiedy zdałem na Akademię, miałem do wyboru dwie pracownie: Janusza Przybylskiego i Teresy Pągowskiej. Wybrałem Pągowska i nie żałowałem. Była świetnym profesorem, poświęcała nam dużo czasu i uwagi. Wymyślała ciekawe zadania i dużo można się było z nią nauczyć.

A.R.: Ukończył Pan również sztukę książki w pracowni prof. Janusza Stannego oraz dyplom w pracowni plakatu prof. Henryka Tomaszewskiego? Jaki wpływ mieli na Pana wykładowcy?

P.M.: Po dwóch latach można było wybrać specjalizacje – wziąłem pracownię plakatu Henryka Tomaszewskiego i pracownię książki Janusza Stannego. Z książki zrezygnowałem po roku, nie było kiedy robić dwóch pracowni jednocześnie. Natomiast plakat pociągnąłem do dyplomu i robię do dzisiaj. Henryk Tomaszewski był bez wątpienia jednym z najlepszych pedagogów na warszawskiej ASP. Jego zajęcia były ciekawe i inspirujące. Studenci przyjeżdżali studiować do niego z całego świata. W jednym zdaniu można by powtórzyć ogólnie znaną maksymę, że profesor Tomaszewski po prostu uczył nas myśleć.

A.R.: Co mógłby Pan powiedzieć o swojej twórczości? Jak ją Pan definiuje?

P.M.: Czuję się malarzem, który robi też sztukę użytkową – plakat, książkę, animację.

A.R.: Twórczość jakich artystów jest dla Pana istotna?

P.M.: Coraz bardziej doceniając sztukę dawniejszą, jestem najbardziej zafascynowany sztuką współczesną, począwszy od przełomu XIX i XX w. – impresjonizm i postimpresjonizm, poprzez awangardę, sztukę rosyjska, ruch Dada i Bauhaus, malarstwo gestu, taszyzm, pop art, nowy ekspresjonizm – to wszystko wywarło na mnie ogromny wpływ. Ograniczam swoje fascynacje do sztuki malarstwa. Nazywam to – kolorowe prostokąty; mniej mnie interesuje sztuka video, konceptualna, czy sztuka performance.

A.R.: Jaką rolę według Pana spełnia w dzisiejszych czasach artysta?

P.M.: Myślę, że rola artysty się nie zmieniła. Prowadzi on z nami swego rodzaju dialog (za pomocą swoich dzieł). Swoją sztuką wprowadza nasze myślenie na nowe tory, odkrywa nowe rejony i horyzonty. Dobrze, gdy dzięki jego sztuce, możemy przewartościować nasz ogląd świata. Odnaleźć nowe wartości. Dobry artysta jest przewodnikiem pozwalającym nam zachowywać w pełnym zgiełku życiu, pewne wartości uniwersalne, jak piękno, wiara, nadzieja.

A.R.: Jak Pan widzi przyszłość malarstwa (w kontekście sztuki współczesnej)?

P.M.: Myślę, że wobec zmieniających i doskonalących się technik przedstawiania obrazu (fotografia, ekran, holografia i inne), tradycyjne malarstwo, czyli sposób zapełniania farbą białych prostokątów, jako sprawdzona w czasie technika, przetrwa i będzie wciąż się wspaniale rozwijało.

A.R.: Grafika użytkowa w dobie „kreatywnych”. Jakie cechy, według Pana wyróżniają dobrego projektanta graficznego i dobry projekt graficzny?

P.M.: Działają tu te same prawa, co w innych rodzajach sztuk, Liczy się indywidualność, pomysł, błyskotliwość, talent, praca, głębia przeżycia, umiejętność pochylenia się nad tematem i potrzebny do wszystkiego dystans, też doświadczenie. Świadomość tego, że to coś, co się robi jest ważne.

A.R.: Jak kształtował się Pana styl grafiki użytkowej?

P.M.: Byłem przede wszystkim wychowany w rodzinie grafika, mojego taty – Jana. Uczyłem się tego zawodu na przykładzie jego pracy. Potem na studiach duży wpływ wywarła na mnie osobowość i dokonania profesora Henryka Tomaszewskiego. Dużą role odegrały też odbywające się wtedy w Warszawie Biennale Plakatów; różnorodność prezentowanych prac, specyficzność poszczególnych szkół plakatowych – japońskiej, amerykańskiej, czy szwajcarskiej; dzięki temu wszystkiemu mogła rozwijać się moja pasja nauki plakatu.

A.R.: Jak powstają Pana projekty graficzne?

P.M.: Zazwyczaj idzie to tak, że najpierw myślę nad projektem, czasem szukam jakiś dodatkowych informacji o projekcie, do którego robię plakat. Potem zaczynam rysować szkice – ten fragment pracy jest podstawowy. W następujących po sobie szkicach, sprawdzam, które pomysły są nośne, a które nie. Czasem wymyśla się nowy pomysł. Kiedy coś wydaje mi się dobre, szlifuję ten projekt coraz bardziej i kiedy uważam, że jest dobry – kończę pracę.

A.R.: W Pana projektach dużą rolę odgrywa litera, skąd wzięło się zamiłowanie do liternictwa?

P.M.: Zawsze lubiłem litery, całą dziedzinę słowa pisanego – książki, gazety. Słowo zawsze było dla mnie ważne. Lubiłem obrazy w których słowo istniało samo w sobie lub w kontekście obrazu – jak u Magritte’a , czy obrazkowe kaligramy Apollinaire’a. Dlatego też w swoich pracach próbuję badać rożne zależności liter, słów, zdań.

A.R.: Czy oprócz sztuki plakatu, jest jakiś rodzaj grafiki użytkowej, który Pan sobie szczególnie umiłował?

P.M.: Chociaż nie jest to grafika użytkowa, ale ma z nią dużo cech wspólnych, to ruchome obrazy – filmy animowane.

A.R.: Był Pan związany z podziemną Solidarnością. Czy mógłby Pan powiedzieć coś na ten temat?

P.M.: Sympatyzowałem z ruchem Solidarności, w ogóle z ruchem podziemnym, niepodległościowym. Robiłem na ten temat prace, plakaty, pocztówki. Starałem się wspierać to wszystko swoimi pracami graficznymi.

A.R.: W 1991 roku razem z Markiem Sobczykiem założył Pan spółkę artystyczną „Zafryki”:

– skąd taka nazwa?

– dlaczego wybrał Pan do współpracy Pana Marka Sobczyka?

– oraz czym się charakteryzują wykonane tam prace?

P.M.: Z Markiem znaliśmy się od czasu studiów – on był na malarstwie, ja na grafice. Ja ceniłem jego obrazy – on moje plakaty i grafiki. Nazwa Zafryki, bo trochę Afryka, bo trochę za friko, bo przedtem nazywaliśmy się “z miasta”. Współpracowaliśmy przez ponad 12 lat. Razem mieliśmy dużo zapału, wzajemnie się ścigaliśmy i inspirowaliśmy. Powstało dużo fajnych prac i miało to sens. Myślę, że dobrze jest pracować w grupie, szczególnie, kiedy się jest młodym i przedmiotem pracy jest grafika użytkowa – coś, co wychodzi na zewnątrz do ludzi. Jest konfrontowane z odbiorcą, aktualne, szybkie. Trzeba szybko się decydować, wyciągać wnioski i drugi wtedy bardzo pomaga.

A.R.: Czy mógłby Pan powiedzieć coś o swoim ojcu? Istotne wartości, jakie Panu przekazał jako twórca i ojciec? (jakaś anegdota, słowa, które szczególnie zapadły w pamięć)?

P.M.: Jak już napisałem wcześniej, ojciec był kimś, kto przede wszystkim dawał mi przykład swoją pracą – większość czasu spędzał przy sztaludze, farbach, kartkach papieru. Robił niekończące się wersje tego samego motywu. Miał ogromną uważność, koncentracje na pracy, ale też posiadał umiejętność życia, łączenia pracy z przyjemnością. Rozwijał na przykład pasję narciarską. Większość późnych zim, wczesnych wiosen spędzał w Zakopanem, w ukochanych górach, na nartach. Mówił, że plakat to kolorowy motyl na szarej ulicy miasta. Kiedy staliśmy w kolejce do wyciągu na Goryczkową, wśród bieli śniegu pojawił się kolorowy, duży motyl; przysiadł na czubku narty taty, posiedział chwilkę i odleciał. Tata o czymś opowiadał i nawet tego nie zauważył.

A.R.: Dziękuję za rozmowę.

 

19 listopada 2011 r. (wywiad przeprowadzony na potrzeby pracy dyplomowej „Piotr Młodożeniec – grafik i malarz” napisanej pod kierunkiem dr Małgorzaty Geron)